Autorem artykułu jest Marcin Walczak
Na początku wspomnę, co zabrałem na dzisiejszą wyprawę. W moim małym plecaku wylądowały: 5 małych kajzerek, czekolada, 2 batony, litr wody w camelbacku, pół litra w butelce ;), kurtka, pałatka, rękawiczki bez palców, aparat, telefon (z wklepanym numerem TOPRu - 601100300), opatrunek i gaza jak również jakieś tam duperele...
Idę z nad Czarnego Stawu na szlak żółty prowadzący na Skrajny Granat. Pierwotnie droga wznosi się w górę po kamienistych płytach wśród kosodrzewiny. Wraz z wysokością widoki wywołują na mnie coraz mocniejsze wrażenie. Same Granaty prezentują się zacnie a i widok na Czarny Staw cud malina!
W oddali widać załogi wspinające się po prostopadłych ścianach. Wchodzę w rejon skalny, trasa póki co nie daje mi się we znaki. Pojawiają się pierwsze łańcuchy. Pojawiają się więc pierwsze elementy wspinaczki. Ongiś pobudzały we mnie strach, teraz wytwarzają adrenalinę. Pierwsze dotknięcie skały, wstępny chwyt... Bezcenne... Muszę przyznać, ze mojej górskie buty z La Sportivy bardzo dobrze się sprawdzają w takim rejonie. Również rękawiczki rowerowe z Lidla za 9,99 zdają sprawdzian.
Prawie cały czas podtrzymuje swoje tempo, momentami wspinaczka robi się bardziej wymagająca, czasami trzeba polegać wyłącznie na łańcuchu. Jednakże jest to na prawdę frajda, o ile się takie rzeczy docenia.
Jestem już pod Skrajnym Granatem, gdy nasłuchuję odgłosy szczekania. Troszkę mnie to dziwi, ale z innej strony na tatrzańskich szlakach nic człowieka nie powinno już zadziwić. Właściciele ów donośnego głosu okazał się znaleziony w górach kundel, a w zasadzie suczka. Musiała przyjść za ludźmi w góry, została znaleziona na Granatach. Z tej przyczyny uzyskała też mało żeńskie imię - Granat. Chłopak, który ją znalazł podobno w schronisku ustalił, że skoro suczka tak kocha spacerować po górach to ją weźmie. Jednakże to wszystko wieści z drugiej a nawet trzeciej ręki.
Granaty są masywem górskim w Tatrach Wysokich znajdującym się pomiędzy Doliną Gąsienicową a Buczynową Dolinką (w okolicach Doliny Roztoki). Pełne pasmo tworzy się z trzech wierzchołków: Zadniego Granatu (2240 n.p.m.), Pośredniego Granatu (2234 m n.p.m.) a także Skrajnego Granatu (2225 m n.p.m.). Wierzchołki porozdzielane są Przełączkami Sieczkowymi - Pośrednią i Skrajną (nazwa od nazwiska przewodnika tatrzańskiego Macieja Sieczki, zdobywcy wierzchołka). Ze Skrajnej Sieczkowej Przełączki w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego schodzi morderczy Żleb Drege\'a, który to pochłoną już wiele ofiar. Wszystko ze względu na swoją zdradliwość. Najpierw jest wystarczająco łagodny i szeroki, zaś w cząstce dolnej kończy się około 180-metrowym prostym kominem. Stanowi zasadzkę bez rozwiązania dla tatrzańskich turystów, którzy zgubili szlak i zeszli w ten żleb. Po kilku kilkumetrowych zsunięciach znajdą się nad owym kominem, jakiego już nie sposób pokonać bez zjazdu na linie, w górę zaś zwrot jest niemożliwy.
Przez Granaty przebiega szlak Orlej Perci. Dla mnie jest to pierwszy kawałek Orlej Perci jaki pokonuję. Na początku cały masyw przykrywały chmury. Dolina 5 Stawów była gruntownie nie wyraźna. Na Skrajnym Granacie zjadłem następną bułkę i przyglądam się najwyższemu z trzech czubków - Zadniemu Granatowi. Chwila odpoczynku, jeszcze raz patrzę na mapę i podążam w kierunku Pośredniego Granatu. Powoli wspinam się w kierunku drugiego szczytu. Powiem szczerze, że zapomniałem o szczelinie na Skrajnej Sieczkowej Przełączce. Nieco mnie ona zadziwiła. Przebycie jej w kierunku Zadniego Granatu stanowiło dla mnie rozległe wyzwanie. Odsłonił się strach i brak zdecydowania. W końcu jakoś poszło. Szczelinę można też obejść. Dalej już bez niespodzianek podbijam Pośredni Granat. Po drodze jak się okazuje mijam moich towarzyszy z pokoju w Murowańcu, których bardzo ochoczo pozdrawiam!
Schodzę na Pośrednią Przełączkę i dochodzę do wniosku, że dziś odpuszczam Zadni Granat i wybieram dróżkę do zielonego szlaku wiodącego do Zmarzłego Stawu. Na dziś koniec, tej pobieżnej przygody z Orlą Percią, trzeba odpocząć przed naczelnym przejściem. A sam zielony szlak jest bardzo spokojny. Nie potrzebne są łańcuchy, nie ma barier technicznych. Idąc tym szlakiem posiadam gratkę podziwiać dalszy odcinek Orlej Perci, który jest dużo bardziej wymagający niż dzisiejsza przygoda.
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl